Nigdy się nie poddam...nie wiem czy w 100 % wierzę w te słowa, ale nie wiedziałam jak zacząć po tak długiej przerwie i mój dobry duszek mi podpowiedział że to będzie dobry wstęp.
Nie chcę się poddać..
Dziękuję, za kopniaka po to żebym znowu wzięła się w garść i powalczyła..bo warto.
To będzie krótka notka..bez przepisów, zdjęć i motywujących tekstów. Notka prosto z serca.
Wpadłam w pułapkę swoich wyobrażeń i dopadła mnie presja, którą sama sobie zgotowałam. Dziewczyny, które przez całe życie walczą ze swoją wagą wiedzą co znaczy żyć w takiej pułapce i słyszeć na co dzień, że muszą czy powinny schudnąć. Ja często to słyszałam i to od najbliższych mi osób. Życie w ciągłej presji, zrobiło ze mnie niewolnika odchudzania i pomimo moich entuzjastycznych zrywów, cudownej wizji, że mogę dokonać czegoś wielkiego, wziąć życie i zdrowie w swoje ręce i po prostu się odchudzić, szybko przychodził słomiany zapał...i stawałam się dziewczyną, której brakowało woli walki i determinacji żeby podążać za swoim marzeniem.
Tak właśnie czuję się w tej chwili bo ciągle przegrywam.
Odpuściłam, miałam wiele chwil słabości i zaprzepaściłam wszystko co osiągnęłam do tej pory. Przyszedł efekt jo-jo a do niego w gratisie zniechęcenie, frustracja i ogromny smutek i właściwie zostałam z tym sama. Wszyscy, którzy codziennie wspierali i pytali "jak dieta?", "jak Ci idzie?", "wierzymy w Ciebie", " trzymamy kciuki" czy zwykłe " dasz radę" przestali pytać i dopingować i wcale im się nie dziwię. Gołym okiem widać, że nic nie wyszło z mojego dotychczasowego odchudzania, to po co dopingować kogoś, kto sam nie chce się ogarnąć. Tylko jedna osoba nie bała się odezwać co wiele dla mnie znaczy..bo to mnie znowu zmusiło do działania i wiem, że będzie ze mną choćbym miała upaść milion razy..i o to chodzi, o proste gesty wsparcia, które dadzą impuls żeby się podnieść.
Niestety wiem , że nie każdy jest w stanie zrozumieć ten problem a właściwie tę chorobę.
Presja odchudzania mnie przerosła bo chciałam Wam pokazywać fajne i ciekawe rzeczy. Chciałam przygotowywać sama pięć posiłków dziennie, co graniczyło z cudem. Chciałam wiele dać od siebie i jak się okazało ponad moje możliwości..miały być ambitne posty a w efekcie postów nie było wcale.
Miałam w głowie stworzony wspaniały plan i model mojej sylwetki, z którym zasypiałam. Nadal zasypiam i obiecuję sobie czego to ja nie zrobię jutro, jakiej to ja nie będę miała siły do działania, a rano budzę się i zapominam o moich wieczornych obietnicach.
Po tym wszystkim co działo się przez ostatnie dwa miesiące zrozumiałam, że nie można robić niczego na pokaz, moje odchudzanie trochę takie było, bo myślałam, że mi to pomoże.
Teraz już wiem, że muszę pozbyć się tej presji żeby ruszyć do przodu i nigdy się nie poddawać..
Życzę tego każdej osobie, która przeżywa to co ja.
wtorek, 15 marca 2016
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
0 komentarze:
Prześlij komentarz