środa, 6 stycznia 2016

W oczekiwaniu na cud - czyli drugi i trzeci dzień z cateringiem dietetycznym

Zgodnie z obietnicą, opisuję kolejny dzień mojej walki z pomocą cateringu dietetycznego. Coś czuję, że cykl postów "w oczekiwaniu na cud" zagości tu na stałe, bo mam z tego dużą frajdę i przy okazji czuję motywację :) Podejrzewam też, że dużo osób może zainteresować temat cateringu i jak na prawdę wyglądają zamawiane posiłki.

Mam też swoje przemyślenia po ostatnich trzech dniach ale zacznijmy od tego jak wyglądało moje menu we wtorek 5.01.16


Śniadanie: Kiełbasa krakowska sucha, papryka, chleb litewski, masełko musztardowe, garni warzywne.

Byłam tak wygłodniała po pierwszym dniu i po tej porannej poniedziałkowej owsiance.. więc jak zobaczyłam suchą krakowską i chleb, to myślałam że padnę ze szczęścia! Serio! Zawsze miałam słabość do wszelkiego rodzaju pieczywa, suchą krakowską też lubię, więc to śniadanie było super i co najważniejsze, najadłam się.


2 Śniadanie: Pomidory z mozzarellą i pesto.

Proste, smaczne ale w ogóle nie zabiło głodu.




Obiad: Pasta ze szpinakiem i suszonymi pomidorami, sos z czterech serów.

Obiad był PYSZNY i sycący! Duża porcja. Dobrze doprawione, podobał mi się dodatek w postaci orzechów włoskich do chrupania.
Nic dodać nic ująć.









Podwieczorek: Ryż z jabłkami i cynamonem.

Ryż bez smaku, jabłek 6 małych kawałków, ale za to dobre, słodkie i odgoniły moje myśli od słodyczy.













 Kolacja: Sałatka z kurczaka z brokułami i soczewicą.

Kolejne pozytywne zaskoczenie, dobrze doprawiony kurczak, słodziutka kukurydza, do tego sos, pyszka!










Wtorkowe menu bardzo przypadło mi do gustu i moja ocena to 5/5. BRAWO JUICY BOX.

Pomimo smacznego jedzenia, drugi dzień był koszmarem. Spędziłam 15h w pracy, jadłam, regularnie, piłam dużo wody i myślałam, że to wystarczy żeby jakoś przeżyć..myliłam się.

Przez cały czas myślałam o jedzeniu, byłam tak głodna, że bolała mnie głowa, czułam się tak jakbym była chora.. mój organizm doznał szoku i boleśnie to odczułam. Wcześniej pochłaniałam kilka tysięcy kalorii dziennie a teraz 1200 więc mam nadzieję, że niebawem mój organizm się przyzwyczai i polubi tyle kalorii bo inaczej nie wytrzymam długo.

W tak trudnych chwilach bardzo ważne jest wsparcie, trzeba znaleźć kogoś komu będzie można pojęczeć bez wstydu i usłyszeć słowa otuchy a najlepiej jak ta osoba, też będzie przeżywać to samo :)
Na szczęście mam taką osobę, mojego dobrego duszka Anię, która od poniedziałku przeżywa to samo co ja i rozumie każde moje ssanie w żołądku i wszystkie milion kryzysów w ciągu dnia..i we dwójkę łatwiej, raźniej i co najważniejsze, to działa! Wspieranie się jest fantastyczne nawet na odległość :)  Tym sposobem stał się CUD i po dwóch dniach diety mogę się pochwalić -1kg mniej na wadze. Gratuluję sobie i Ani :) Hura!


ŚRODA 6.01.16




 Śniadanie: Ziołowy serek z czarnuszką i kiełkami, masełko smakowe, pieczywo, garni warzywne.

To śniadanie zaliczam do nieudanych i równie niedobrych jak owsianka z poniedziałku. Nie lubię twarożków, pieczywo było dość suche a warzyw jak na lekarstwo. Smutek.






2 Śniadanie: Grillowana kukurydza z dipem wasabi.

Pychotka!  Lubię kukurydzę, zarówno gotowaną, grillowaną czy prażoną :P Sos z wasabi extra. Zjadłam z przyjemnością.












Obiad:  Tiftele z pieczarkami, kasza gryczana, garni warzywne.

Tiftele to małe pulpeciki, gotowane w bulionie z dowolnego rodzaju mięsa. Moje były z sosem pieczarkowym. Dobrze doprawione. Garni warzywne to inaczej bukiet warzyw, w tym przypadku była to marchewka z groszkiem.

Obiad był duży, sycący, bardzo bardzo dobry! Takich obiadków życzyłabym sobie częściej.







 Podwieczorek: Deser sernikowy z owocami.

TAK! TAK! TAK! Ja chcę codziennie tego typu desery.. Co prawda, to była porcja na 2-3 łyżki, ale jak kubki smakowe zapomniały już co to słodycze, to taki mini serniczek był poezją i eksplozją smaku. Do tego winogrona, które były tak słodkie, że aż miło mi się zrobiło.

Wiem, że to brzmi śmiesznie, ale kocham słodycze, czekoladę i brakuje mi tego jak cholera i będzie brakować jeszcze bardzo długo. Smak gorzkiej czekolady nigdy mnie nie satysfakcjonował i nie uszczęśliwiał. Musiała być mleczna i najlepiej z orzechami..a teraz muszę nacieszyć się mini pseudo serniczkiem, który w smaku przypominał serek homogenizowany..ech..



Kolacja: Bogracz węgierski, pieczywo bezpszeniczne.

Bogracz inaczej gulasz, zachwycił mnie smakiem, bo nie różni się niczym od tego, który sama robiłam w domu. Tej połówka kromki pieczywa nie będę komentować..zniknęła szybciej niż leżała w tej przegródce.

Smak świetny, najadłam się i zaczęłam lubić kolacje na ciepło. Nigdy tak nie jadłam wieczorem, zawsze to było coś na zimno a teraz po ciepłym czuję się szczęśliwa i najedzona :D



Moja ocena dzisiejszego menu to 4/5.

Było mi o wiele łatwiej przetrwać dzisiejszy dzień, właściwie to nie myślałam za dużo o jedzeniu, nie czułam dużego głodu. To dobry znak :) Ciekawe co przyniesie mi jutrzejszy dzień..mam nadzieję, że dużo pyszności o!


Jutro kolejna relacja. Bądźcie czujni! xoxo




0 komentarze:

Prześlij komentarz

 

Demolka Na Talerzu Template by Ipietoon Cute Blog Design and Bukit Gambang